samotność

samotność

czwartek, 27 lutego 2014

2. Niezwykle.. jaki?

Dobra, starałam się napisać w miarę szybko i w miarę długo ale nie wiem czy mi wyszło ;) od tej pory posty będą dwa razy dłuższe :D w każdym razie mam do was pytanie: jak skończę to opowiadanie to mam pomysł aby napisać "Tokio Hotel- nieumarli" czyli coś co podchodzi pod fantasy ale nie jest ANI O WAMPIRACH ANI O WILKOŁAKACH. Czytalibyście?
*******************
Nauczycielka zawzięcie gestykulowała wykładając temat o pierwiastkach. Znudzona wpatrywałam się w widniejące na tablicy znaki, które zlewały się w jedno dopóki na mojej ławce z cichym klapnięciem nie upadła złożona na pół karteczka. Obróciłam się.
Dziewczyna, która zagadała do mnie przed lekcjami uśmiechnęła się i wykonała ponaglający gest ręką.
Otworzyłam kartkę i przeczytałam: Cześć! Jestem Eva. Wydajesz się spoko więc no ten... jak masz na imię? A, i zainponowało mi że pierwszego dnia założyłaś jeansy :). Na odwrocie napisałam odpowiedź i rzuciłam Evie karteczkę koło plecaka.
Patrzyłam jak otwiera i uśmiecha się. Kiedy podniosłam głowę zauważyłam że nauczycielka uważnie przygląda się Evie. Wysoka i chuda jak tyczka nauczycielka z wysokim mysim kokiem podeszła do ławki drobnej blondynki i głośno uderzyła wskaźnikiem w ławkę.
-Koza. - powiedziała przyglądając się jej z irytującą satysfakcją.- na dwa dni.
-Przecież ona nic takiego nie zrobiła. - zbulwersowałam się. Nauczycielka odwróciła się do mnie i złapała kościstymi palcami za ramię.
-Wstań! - rozkazała z ostrym rosyjkim akcentem.
-Jezu, jaki rygor. - mruknęłam po polsku.
-Jak się nazywasz? - zapytała ignorując mój komentarz z racji iż go nie zrozumiała.
-Maja Skalska.- odparłam patrząc na nią z wyzwaniem w oczach.
-Również koza. Na dwa dni. Posiedzicie sobie razem. - oznajmiła i odeszła do biurka- Usiądź już.
Założyłam ręce na piersiach i nogę na nogę. Z niedowierzeniem patrzyłam na profesor Lasovsky która z wyraźną uciechą zaczęła odpytywać uczniów.
Gdy zadzwonił dzwonek jako pierwsza zerwałam się z miejsca i wyszłam z sali.
Ze spuszczoną głową szłam korytarzem gdy nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię. Po chwili Eva zrównała ze mną krok.
-Podziwiam. - powiedziała tylko a po chwili wahania dodała- ale następną lekcję mamy w przeciwnym kierunku.
Zrobiłam obrót na pięcie i poszłam za blondynką.
Reszta lekcji minęła bez kolejnych kar i upomnień. Gdy skończyłam siódmą lekcję poczekałam aż Eva wyjdzie z sali i razem poszłyśmy na ostatnie piętro gdzie odbywała się kara. Na samym początku nauczycielka wyszła z sali a do Evy zadzwonił telefon.
Bill:
Zastanawiałem się czy by nie pojechać po Evę i przy okazji zobaczeć jeszcze raz Maję (Eva mi wysłała jej imię przez sms'a).
-Halo?- odezwał się głos w słuchawce.
-Hallo. Nie potrzebujesz czegoś przypadkiem?
-Siedzę w KOZIE z Mają. Czego mi więcej do szczęścia potrzeba?- oczami wyobraźni widziałem jak trzyma jedną nogę na krześle i nawija kosmyk włosów na palec. Po trzech sekundach osłupiania wreszcie zrozumiałem co powiedziała.
-Że gdzie jesteś?!- wykrzyczałem do słuchawki.
-No w kozie. Za karę. - odpowiedziała niedbałym tonem choć wszyscy dobrze wiedzieliśmy że Jost ją chyba ukatrupi.
-O której mam przyjechać? -zapytałem zrezygnowany siadając na łóżku i opuszczając ramiona. Tom bez pukania wlazł mi do pokoju a ja mu na migi pokazałem żeby na razie nic nie  mówił.
-Za godzinę. - odparła po chwili zastanowienia.
-Ok. - zakończyłem rozmowę i spojrzałem na brata buszującego po moich szufladach w biurku. - Czego szukasz? - zapytałem.
-Tego zeszytu który kazałem ci schować przede mną tydzień temu. Z kim rozmawiałeś i gdzie jest ten zeszyt? - spytał nie odrywając się od zajęcia. W tym zeszycie Tom trzymał numery ładnych panien i odznaczał którą już przeleciał. Miał z tym skończyć i kazał mi go schować ale jestem przewidujący. Spaliłem go.
-Z Evą. Siedzi w kozie. A zeszytu możesz poszukać w popiele w kominku ale nie wiem czy coś odzyskasz. - uchyliłem się przed poduszką którą cisnął we mnie Tom i śmiejąc się szatańsko wyszedłem na balkon. Jeśli teraz wyjadę akurat za mniej niż godzinę powinienem być pod szkołą.
-Jedziesz?- zapytałem Toma zarzucając na siebie kurtkę. Wziął z biurka kluczyki i skierował się na dół.

Maja:
Kiedy to się wreszcie skończy..? Nauczycielki nie było a ja i Eva usypiałyśmy z nudów. Oprócz nas za karę siedziało kilka chłopaków, którzy cały czas z dziwnymi błyskami w oczach przyglądali się nam. Już maksymalnie znudzona huśtałam się na drewnianym krześle z metalowymi nóżkami w tył i przód. Robiłam samolociki z papieru i ciskałam nimi przez otwarte okno. Miałam ochotę wstać i wyjść ale dostałabym następną karę. Co za głupia szkoła! Głupi nauczyciele i ich głupie kary! Uuhhh.
Do mojej ławki po cichu podszedł całkiem przystojny chłopak i zapytał po niemiecku:
-Jak masz na imię ślicznotko?
-Spierdalaj. - syknęłam po polsku.
-Mówisz po polsku? - zadał pytanie w moim ojczystym języku a mi opadła kopara.
- Jestem z Polski. - powiedziałam i odwróciłam się do niego. - Maja.
-Paweł. Miło mieć w końcu kogoś z kraju - pogadaliśmy jeszcze chwilę, okazało się że mieszka trochę dalej ode mnie ale na tej samej ulicy i zaoferował że może mnie podwozić. W sumie też się cieszyłam że wreszcie mogę porozmawiać z kimś w tym języku nie tylko w domu. I liczy się to że mogę porozmawiać z kimś innym niż Eva.
A skoro mowa o Evie - usiadła na blacie stolika przede mną i pochyliła się.
-Ty wiesz z kim rozmawiałaś? To gwiazda szkolnej koszykówki, dobry uczeń i zły chłopiec. - powiedziała konspiracyjnym szeptem. Prychnęłam tylko. Paweł jakby wyczuł, że o nim mowa odwrócił się i pomachał nam.
-I najwyraźniej cię polubił- stwierdziła machając nogami.
Kilka minut później do sali weszła tyczkowata nauczycielka i ogłosiła koniec kary. Kiedy razem z Evą wychodziłyśmy za bramkę szkoły na parking wjechało duże czarne auto.
-To po mnie. - powiedziała blondynka. Kierowca opuścił szybę i zawołał:
-Eva, a pytałaś swoją śliczną koleżankę czy ją powieźć? - spod czerwonej czapki wystawały mu dredy a kiedy się uśmiechał błyskał kolczyk w wardze.
-Ta pani jedzie ze mną. - powiedział Paweł, który nagle pojawił się obok mnie. - przepraszam za spóźnienie, mam nadzieję że nie zmarzłaś- dodał po polsku. Odpowiedziałam mu również w ojczystym języku a on zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
-No to do jutra! - blondynka pomachała nam i otworzyła drzwi do tyłu.

Bill:
-Kto to był? - zapytałem gdy tylko dziewczyna zamknęła za sobą drzwi.
-Paweł. Niezwykle utalentowany, niezwykle zabawny i nieziemsko sdksowny. - odparła szczerząc zęby.
Zgromiłem ją spojrzeniem a ona trajkotała dalej.
-Mieszka blisko niej to zaproponował że może ją wozić i przywozić ze szkoły a poza tym mówią w tym samym ojczystym języku, który tak na dobrą metę jest naprawdę słodki. Podobnie jak francuski wszystko co powiedzą brzmi albo jakby się z czymś niezgadzali albo flirtowali ze sobą.
Tom zagwizdał i wyraził swoje zdanie mówiąc.
-Polki są zajebiście seksowne, ma chłopak farta. - wykrzywił usta na lewą stronę i rozłożył jedną dłoń na kierownicy wzruszając ramionami.
Chyba już nie mam szans. Szlag by to! Walnąłem otwartą dłonią w skrzynkę rozdzielczą.
-A tobie co? - zapytał zdziwiony bliźniak.
-Nawet nie wkurwiaj- burknąłem zagłębiając się w fotel.
Byłem załamany. Dziewczyna, która mi się spodobała prawdopodobnie za niedługo będzie zajęta. To absurdalne! Laska spodobała mi się rano i nie wie nawet o moim istnieniu (od Evy wiem że nigdy nie słyszała o naszym zespole).
Zajebiście. Życie robi sobie ze mnie jaja. Jestem idiotą.

Maja:
Paweł odwiózł mnie do domu na motorze. Wyjął spod siedzenia zapasowy czarny kask z pasmem ognia po boku i podał mi go.
Zatrzymał się pod moim domem a ja zeskoczyłam z maszyny i zawołałam przekrzykując ryk silnika:
-Wejdziesz?
Brunet zgodził się i już po chwili zdejmowaliśmy buty w korytarzu.
-Marcela! Kasia! Mamy gościa. - powiedziałam wchodząc do salonu. Obie dziewczyny przywitały się i zaczęły zadawać pytania dotyczące mojej kary. Dzisiaj dziewczyny chyba gdzieś wychodziły bo obie wyglądały powalająco. Kasia ubrana w czarną koronkową koszulkę i białe rurki siedziała na kanapie. Marcela miała na sobie jasno-beżowy sweter opuszczony na jedno ramię, czarne rurki i włosy spięte spinką z wypuszczonymi dwoma pasmami okalającymi twarz. Opierała się o kaloryfer trzymając w dłoniach kubek z herbatą. Porozmawialiśmy chwilę, wypiliśmy gorącą czekoladę i Paweł musiał iść. W drzwiach pomachałam mu i poszłam do siebie. Odrobiłam pracę domową i słuchając muzyki usnęłam na fotelu w salonie.

wtorek, 25 lutego 2014

1. Wizyta w szkole

Odpowiedź dla Kamili i Kathrin: no właśnie nie byłam pewna jak się to pisze więc zapytałam tatę a on mi powiedział że Niemczech xD
ah i uprzedzam że masa błędów bo pisałam z komórki ;) ****************************

Cały dzień spędziłam w Magdeburgu.  Kiedy wróciłam Kasia i Marcela rozpakowywały ostatnie pudła i krzątały się po całym domu odkładając na miejsca różne rzeczy.
-Co ciekawego robiłaś? - zapytała Marcela nie odrywając się od wykładania naczyń do szafek, kiedy weszłam do kuchni.
-W sumie? Nic. Łaziłam po mieście.- odparłam biorąc z koszyczka jabłko i podrzucając je w dłoni.
Włożyła do szafki ostatni talerz i obróciła się. Ręce zgięła w łokciach i oparła je z tyłu na blacie.
-I koniec. - powiedziała z uśmiechem. Zmarszczyła brwi jakby próbowała coś sobie przypomnieć a następnie podeszła do stołu i wzięła z niego dwie białe koperty.
-Do ciebie. Przyszły zaledwie godzinę temu.
Odebrałam od niej listy i rozrywając papier poszłam po schodach na górę. Usiadłam na łóżku i przeleciałam wzrokiem po pierwszej kartce. Od Kingi i Hani. Mówią w nim że skoro zachowuję się jak z epoki kamienia to one postanowiły skontaktować się ze mną innym sposobem. Fakt, laptopa nie włączyłam ani razu odkąd tu jesteśmy. A telefon miał "przypadkiem" bliskie spotkanie z betonowym chodnikiem przed domem. W drugim był katalog z Avona.
Podeszłam do laptopa i włączyłam go. Zalogowałam się na Skype i zadzwoniłam do bliźniaczek. Oprócz opierniczu za nie dawania znaku życia dowiedziałam się że mój były miał wypadek a jedna z moich fałszywych przyjaciółek również wylądowała w szpitalu. Nic poważnego ale jednak połamała sobie paznokcie. Nie żebym się cieszyła ale... nie. Jednak się cieszę.
**
Tydzień później:
Śniegu było conajmniej po kolana i wciąż go przybywało a ja jak na złość musiałam iść na zajęcia w nowej szkole. Marcela była na tyle dobra, że poszła mi wczoraj odebrać mundurek. Regulamin musiałam czytać dwa razy żeby uwierzyć że to co jest tam napisane to nie jest JEDEN WIELKI ŻART. Zero rozpuszczonych włosów, zero nieobowiązującego stroju, zero czułości typu całowanie i obściskiwanie i co najważniejsze? Zero niszczenia mienia szkoły.
Kasia obiecała że jak tylko skończy się drugi semestr to mnie zapiszą do innej szkoły. Liceum do którego mnie zapisały było ponoć "na wyższym poziomie". Ten poziom jest tak wysoki, że nawet kurczę w zimie nie mogę nosić spodni! Niedoczekanie ich.
    No to przedzieram się przez zaspy w spodniach bo w spódnicę to mnie nawet siłą nie wcisną!
     Gdy wreszcie dotarłam do szkoły wyglądałam jak bałwan śnieżny.  W szatni otrzepałam się ze śniegu i dołączyłam do tłumu płynącego korytarzami. Pierwsza sala - 46. Gdy wreszcie dotarłam na drugie piętro budynku z ulgą zsunęłam się po ścianie obok klasy. Brązowe włosy z jasnymi końcówkami związane w wysoki kucyk opadały swobodnie na prawe ramię. Z cienkich pasem zaplatałam i odplatałam warkoczyki dla zabicia nudy. Z dość niemrawą miną obserwowałam korytarz. Nagle kilka dziewczyn spojrzało w stronę schodów i zaczęły cicho chichotać i piszczeć zakrywając usta. Przyjęły przy tym tak absurdalne pozy jakby pozowały do zdjęć na okładkę. Chłopaki nawet nie zwracali uwagi na to że dziewczyny nagle ześwirowały i nie zainteresowali się tym co je tak pobudziło. Mnie to też nie obchodziło.

W tym samym czasie:
Bill:
     Szedłem z Tomem korytarzami jakiejś dziwnej szkoły szukając sali 46 w której miała lekcje siostrzenica Davida. Kazał nam jechać do niej bo mieszka teraz z nim i zapomniała wziąć wypracowanie na teorię czegoś tam czy jakoś tak. Niosłem pod pachą czarną teczkę z zapisaną kartką kancelaryjną w środku a Tom rozglądał się za godnymi uwagi laskami.
    Dziewczyny oszalały gdy przekraczaliśmy kolejne metry szukając tej jednej sali. Niektórzy odwracali wzrok a inni nachalnie śledzili każdy nasz krok. Kiedy weszliśmy na drugi piętro już zniecierpliwiony zwróciłem się do dredziarza, który spod czapki lustrował wszystkie panienki. Był w raju. Wszystkie dziewczyny ubrane w spódniczki i wystylizowane na grzeczne uczennice.
-Jesteś pewny że to ta szkoła?
-Nie wiem ale jeśli nie ta to po pierwsze Eva skopie nam tyłki za to wypracowanie a po drugie nie po to tłukłem się to z drugiego końca Magdeburga! Rozumiem jeszcze żeby to chociaż blisko Loitsche było ale nie! Po przeciwnej stronie miasta! - muradził.
   Uniosłem jedną brew i zmierzyłem brata. On się tłukł? On był na kacu, ja musiałem prowadzić!
-O patrz! Eva! - powiedział nagle Tom.
Niska blondynka ubrana w spodnie, białą koszulę włożoną w czarne jeansy, w krawacie i trampkach szła w naszą stronę. Jej strój wyraźnie odznaczał się od innych dziewczyn tym że nosiła spodnie. I to takie które ładnie podkreślały jej smukłe nogi.
Nachyliłem się do niej i podałem teczkę.
-A ty nie w mundurku? - Tom puścił jej oko i uśmiechnął się ukazując zęby.
-Jest zima, ich powaliło że każą mi nosić spódnicę! Nawet nową to widzę za przeproszeniem wkurwia bo też jest w spodniach! Inne laski niech się pindrzą ale ja mam swoje spodnie. - odwróciła się w stronę dziewczyny siedzącej pod klasą kiedy mówiła o nowej.
-Prawda że im na mózgi padło żeby nas ubierać w zimie w spódnice? - zwróciła się do tej dziewczyny, która teraz wstawała z podłogi i zstrzepywała kurz z ud na jeansach.
-Niedoczekanie ich że mnie zobaczą w spódnicy o tej porze roku.- mruknęła nawet nie patrząc w naszą stronę. Przewiesiła przez ramię czarny plecak z Pumy i oparła się ramieniem o żółto-zieloną ścianę. Zainteresowała mnie ta jej obojętność i ogólnie ONA. Miała zgrabne nogi, brązowe włosy do połowy, jaśniejsze na dole; ładną, niewinną twarz i szczupłe ciało z wypukłościami jak najbardziej na swoich miejscach.
-Dobra, dzięki chłopaki. Idę na lekcje! - Eva próbowała przekrzyczeć dzwonek który nagle rozległ się nad naszymi głowami.
-Zdobądź mi jej numer albo cokolwiek.- złapałem ją za ramię i szepnęłem do ucha gdy odchodziliśmy.
Włożyłem palce do uszu próbując pozbyć się uciążliwego brzęczenia i trzaskania. Ten dźwięk był cholernie irytujący a przecież chodziłem do szkoły. Tyle że ten dzwonek brzmiał inaczej. Był głośniejszy i bardziej skrzeczący od naszego, który raz po raz psuł się i po szkole chodzili z dzwonkiem a la "święty Mikołaj".
Dumnie unosząc głowę wyszliśmy z ciepłego budynku wprost na lodowate powietrze i śnieg po kolana. Lubię kiedy chłodny wiatr owiewa mi twarz ale nie kiedy moja twarz pod wpływem temperatury zamarza! Objąłem ramiona rękami. Brrr. Zimno.

poniedziałek, 24 lutego 2014

PROLOG

Maja:
Ubrana w podkoszulkę i legginsy od rana nie wychodziłam z pokoju tylko zastanaeiałam się: Co się stało że tu jestem? Co się stało że opuściłam przyjaciół?  Teraz siedzę tu, na parapecie okna mojego nowego pokoju w nowym domu, w nowym mieście, nowym kraju i zastanawiam się po jaką cholerę to wszystko?
Kubek z herbatą cytrynową grzał mi dłonie a bose stopy znalazły oparcie na kaloryferze.
Niemcy. Całkiem ładny kraj. Szkoda tylko że.. nie mój. Nie mam tu znajomych, przyjaciół. Są ferie. Za niedługo mam iść do szkoły. Pierwsza klasa liceum. Pff. Szkoła jest nudna, dla imbecyli. Wszystko czego tam uczą już dawno wiem. Tak to jest jak twoi rodzice wykładają na studiach. Jestem z natury buntowniczką, nie lubię się podporządkowywać. Mam swoje zasady, których się trzymam.
Każdy z nas ma takie "swoje" miejsce gdzie lubi przychodzić by pomyśleć czy poużalać się nad swoim nędznym życiem. Gdy przyprowadziłam się z siostrą (starszą jedynie o rok) i jej dziewczyną do Niemczech do wsi niedaleko Magdeburga znalazłam takie miejsce w małym lasku niedaleko domu. Dzisiaj od rana padał śnieg. Białe płatki, złożone z różnych wzorków spadały z nieba otulając wszystko białym puchem. Nigdy nie lubiłam zimy. Owszem, była piękna i kochałam ją podziwiać ale nienawidziłam śnieżek pod koszulką prawie tak samo jak nienawidziłam chodzenia na lodowisko i jeżdżenia na łyżwach.
Przekrzywiłam głowę i oparłam ją o zimną szybę. Przymknęłam oczy i usłyszałam kroki na schodach.
Po chwili w moich drzwiach stanęła ubrana w ciemne rurki, zimowy długi płaszcz i czerwoną czapkę podobną do beretu Kasia.
-Idziemy do galerii, chcesz coś? - zapytała.
Pokiwałam głową i poprosiłam o herbatę z racji tego że mi się powoli kończyła i jak znajdzie to jakąś ciekawą książkę. Siostra wyszła z mojego pokoju a ja wróciłam do poprzedniej pozycji. Po upływie 30 minut zdrętwiał mi kark i plecy. Zeszłam więc z parapetu i podeszłam do biurka. Naciągnęłam na podkoszulkę rozciągnięty beżowy sweter do połowy uda, który wisiał na oparciu krzesła obrotowego i zeszłam po schodach na dół. Postukałam palcami w drewniany blat stołu w kuchni myśląc na co mam ochotę. W końcu wyjełam z lodówki mleko i z szafki musli. Wymieszałam to w szklanej miseczce i wzięłam łyżkę. Udałam się do salonu i zginając nogi w kolanach usiadłam na kanapie. Gdzie niegdzie leżały jeszcze jakieś pudła, których nie zdążyłyśmy wypakować. Jedząc musli włączyłam telewizor i z nudów zaczęłam oglądać Fear Factor "Nieustraszeni".
Gdy dwie godziny później Kasia i Marcela wróciły odkładałam ostatnie naczynia na zlewozmywak. Marcela z uśmiechem podała mi torbę z moimi zakupami (wydawała mi się coś duża jak na dwie rzeczy) i wróciła do chowania reszty. Również się do niej uśmiechnęłam i wróciłam z torbą do siebie.
Zaśmiałam się cicho gdy wyciągałam rzeczy z torby. Oprócz herbaty i książki o które prosiłam na dnie znalazłam jeszcze czarne jeansy z ćwiekami na kieszeniach i biały sweter który po założeniu odsłania ramiączka stanika. Dziewczyny naprawdę chciały żebym czuła się z nimi dobrze. Żebym nie czuła się samotna. Dotrzymywały mi towarzystwa i kupowały różne rzeczy, których od nich nie oczekiwałam. Naprawdę lubiłam Marcelę, nie miałam za złe siostrze tego że związała się z inną dziewczyną. Rodzice byli innego zdania, nie pochwalali homoseksualnego związku. Dlatego jestem tu teraz z nimi. Kasia musiała się wyprowadzić ale nie chciała mnie zostawiać. Ze względu na małą różnicę wieku byłyśmy przy sobie zawsze kiedy tego potrzebowałyśmy. Ona była jedną z moich najwierniejszych przyjaciółek i teraz Marcela też stara się żebyśmy się zaprzyjaźniły. Dziewczyna mojej siostry jest naprawdę miła i co najlepsze: ma świetne wyczucie stylu. To ona chodzi ze mną na zakupy albo sama kupuje mi to w czym jej zdaniem będę fajnie wyglądać i nigdy się nie myli.
Schowałam ubrania do szafy i kładąc się na łóżku otworzyłam pierwszą stronę książki.
Kasia zawołała mnie na kolację kiedy za oknem było już ciemno. Zamknęłam książkę i poszłam do kuchni.