samotność

samotność

wtorek, 25 lutego 2014

1. Wizyta w szkole

Odpowiedź dla Kamili i Kathrin: no właśnie nie byłam pewna jak się to pisze więc zapytałam tatę a on mi powiedział że Niemczech xD
ah i uprzedzam że masa błędów bo pisałam z komórki ;) ****************************

Cały dzień spędziłam w Magdeburgu.  Kiedy wróciłam Kasia i Marcela rozpakowywały ostatnie pudła i krzątały się po całym domu odkładając na miejsca różne rzeczy.
-Co ciekawego robiłaś? - zapytała Marcela nie odrywając się od wykładania naczyń do szafek, kiedy weszłam do kuchni.
-W sumie? Nic. Łaziłam po mieście.- odparłam biorąc z koszyczka jabłko i podrzucając je w dłoni.
Włożyła do szafki ostatni talerz i obróciła się. Ręce zgięła w łokciach i oparła je z tyłu na blacie.
-I koniec. - powiedziała z uśmiechem. Zmarszczyła brwi jakby próbowała coś sobie przypomnieć a następnie podeszła do stołu i wzięła z niego dwie białe koperty.
-Do ciebie. Przyszły zaledwie godzinę temu.
Odebrałam od niej listy i rozrywając papier poszłam po schodach na górę. Usiadłam na łóżku i przeleciałam wzrokiem po pierwszej kartce. Od Kingi i Hani. Mówią w nim że skoro zachowuję się jak z epoki kamienia to one postanowiły skontaktować się ze mną innym sposobem. Fakt, laptopa nie włączyłam ani razu odkąd tu jesteśmy. A telefon miał "przypadkiem" bliskie spotkanie z betonowym chodnikiem przed domem. W drugim był katalog z Avona.
Podeszłam do laptopa i włączyłam go. Zalogowałam się na Skype i zadzwoniłam do bliźniaczek. Oprócz opierniczu za nie dawania znaku życia dowiedziałam się że mój były miał wypadek a jedna z moich fałszywych przyjaciółek również wylądowała w szpitalu. Nic poważnego ale jednak połamała sobie paznokcie. Nie żebym się cieszyła ale... nie. Jednak się cieszę.
**
Tydzień później:
Śniegu było conajmniej po kolana i wciąż go przybywało a ja jak na złość musiałam iść na zajęcia w nowej szkole. Marcela była na tyle dobra, że poszła mi wczoraj odebrać mundurek. Regulamin musiałam czytać dwa razy żeby uwierzyć że to co jest tam napisane to nie jest JEDEN WIELKI ŻART. Zero rozpuszczonych włosów, zero nieobowiązującego stroju, zero czułości typu całowanie i obściskiwanie i co najważniejsze? Zero niszczenia mienia szkoły.
Kasia obiecała że jak tylko skończy się drugi semestr to mnie zapiszą do innej szkoły. Liceum do którego mnie zapisały było ponoć "na wyższym poziomie". Ten poziom jest tak wysoki, że nawet kurczę w zimie nie mogę nosić spodni! Niedoczekanie ich.
    No to przedzieram się przez zaspy w spodniach bo w spódnicę to mnie nawet siłą nie wcisną!
     Gdy wreszcie dotarłam do szkoły wyglądałam jak bałwan śnieżny.  W szatni otrzepałam się ze śniegu i dołączyłam do tłumu płynącego korytarzami. Pierwsza sala - 46. Gdy wreszcie dotarłam na drugie piętro budynku z ulgą zsunęłam się po ścianie obok klasy. Brązowe włosy z jasnymi końcówkami związane w wysoki kucyk opadały swobodnie na prawe ramię. Z cienkich pasem zaplatałam i odplatałam warkoczyki dla zabicia nudy. Z dość niemrawą miną obserwowałam korytarz. Nagle kilka dziewczyn spojrzało w stronę schodów i zaczęły cicho chichotać i piszczeć zakrywając usta. Przyjęły przy tym tak absurdalne pozy jakby pozowały do zdjęć na okładkę. Chłopaki nawet nie zwracali uwagi na to że dziewczyny nagle ześwirowały i nie zainteresowali się tym co je tak pobudziło. Mnie to też nie obchodziło.

W tym samym czasie:
Bill:
     Szedłem z Tomem korytarzami jakiejś dziwnej szkoły szukając sali 46 w której miała lekcje siostrzenica Davida. Kazał nam jechać do niej bo mieszka teraz z nim i zapomniała wziąć wypracowanie na teorię czegoś tam czy jakoś tak. Niosłem pod pachą czarną teczkę z zapisaną kartką kancelaryjną w środku a Tom rozglądał się za godnymi uwagi laskami.
    Dziewczyny oszalały gdy przekraczaliśmy kolejne metry szukając tej jednej sali. Niektórzy odwracali wzrok a inni nachalnie śledzili każdy nasz krok. Kiedy weszliśmy na drugi piętro już zniecierpliwiony zwróciłem się do dredziarza, który spod czapki lustrował wszystkie panienki. Był w raju. Wszystkie dziewczyny ubrane w spódniczki i wystylizowane na grzeczne uczennice.
-Jesteś pewny że to ta szkoła?
-Nie wiem ale jeśli nie ta to po pierwsze Eva skopie nam tyłki za to wypracowanie a po drugie nie po to tłukłem się to z drugiego końca Magdeburga! Rozumiem jeszcze żeby to chociaż blisko Loitsche było ale nie! Po przeciwnej stronie miasta! - muradził.
   Uniosłem jedną brew i zmierzyłem brata. On się tłukł? On był na kacu, ja musiałem prowadzić!
-O patrz! Eva! - powiedział nagle Tom.
Niska blondynka ubrana w spodnie, białą koszulę włożoną w czarne jeansy, w krawacie i trampkach szła w naszą stronę. Jej strój wyraźnie odznaczał się od innych dziewczyn tym że nosiła spodnie. I to takie które ładnie podkreślały jej smukłe nogi.
Nachyliłem się do niej i podałem teczkę.
-A ty nie w mundurku? - Tom puścił jej oko i uśmiechnął się ukazując zęby.
-Jest zima, ich powaliło że każą mi nosić spódnicę! Nawet nową to widzę za przeproszeniem wkurwia bo też jest w spodniach! Inne laski niech się pindrzą ale ja mam swoje spodnie. - odwróciła się w stronę dziewczyny siedzącej pod klasą kiedy mówiła o nowej.
-Prawda że im na mózgi padło żeby nas ubierać w zimie w spódnice? - zwróciła się do tej dziewczyny, która teraz wstawała z podłogi i zstrzepywała kurz z ud na jeansach.
-Niedoczekanie ich że mnie zobaczą w spódnicy o tej porze roku.- mruknęła nawet nie patrząc w naszą stronę. Przewiesiła przez ramię czarny plecak z Pumy i oparła się ramieniem o żółto-zieloną ścianę. Zainteresowała mnie ta jej obojętność i ogólnie ONA. Miała zgrabne nogi, brązowe włosy do połowy, jaśniejsze na dole; ładną, niewinną twarz i szczupłe ciało z wypukłościami jak najbardziej na swoich miejscach.
-Dobra, dzięki chłopaki. Idę na lekcje! - Eva próbowała przekrzyczeć dzwonek który nagle rozległ się nad naszymi głowami.
-Zdobądź mi jej numer albo cokolwiek.- złapałem ją za ramię i szepnęłem do ucha gdy odchodziliśmy.
Włożyłem palce do uszu próbując pozbyć się uciążliwego brzęczenia i trzaskania. Ten dźwięk był cholernie irytujący a przecież chodziłem do szkoły. Tyle że ten dzwonek brzmiał inaczej. Był głośniejszy i bardziej skrzeczący od naszego, który raz po raz psuł się i po szkole chodzili z dzwonkiem a la "święty Mikołaj".
Dumnie unosząc głowę wyszliśmy z ciepłego budynku wprost na lodowate powietrze i śnieg po kolana. Lubię kiedy chłodny wiatr owiewa mi twarz ale nie kiedy moja twarz pod wpływem temperatury zamarza! Objąłem ramiona rękami. Brrr. Zimno.

1 komentarz:

  1. Muszę przyznać, że prologiem aż tak mnie nie zaciekawiłaś jak pierwszym odcinkiem.
    Dodatkowo muszę przyznać, że widzę coraz to lepsze postępy w pisaniu :)
    No tak, każdemu z czasem przychodzi wprawa :3
    Jestem ciekawa co tam dalej wymyślisz dla bohaterów.
    Tak Tom i ten jego raj... ah.,a Bill jak wyskoczył z tym " Załatw mi jej numer".
    Mhm :3 Czekam na dalsze losy. Więc ten no pisz następny :D :D :*
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń